Moje nieszczęśliwe życie idealnie pasowało córce – brak przyjaciół i wyjazdów czynił mnie idealną pomocą. Nie sądziła, że w końcu to się zmieni…
Od lat byłam dla córki kimś na zawołanie. Zajmowałam się wnukami, gotowałam, sprzątałam – a ona zdawała się tego oczekiwać, jakby była to moja rola w życiu. Miałam dość, ale nigdy nie zebrałam się na odwagę, by to zmienić…
Pewnego dnia coś we mnie pękło. Przyjęłam niespodziewane zaproszenie i pierwszy raz od lat zrobiłam coś dla siebie. Córka była w szoku, ale to, co się wydarzyło potem, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia…
Idealna pomoc bez własnego życia
Moje życie przez lata wydawało się doskonale dopasowane do potrzeb córki. Byłam wdową, nie miałam przyjaciół ani pasji, a każdy dzień wyglądał tak samo. Rano zakupy, potem sprzątanie, gotowanie, a po południu opieka nad wnukami. Córka przychodziła po pracy, czasem rzucała krótkie „dziękuję”, ale częściej słychać było tylko narzekania, że obiad za tłusty, a dzieci rozpuszczone.
Byłam zmęczona, ale nie miałam odwagi powiedzieć jej, jak się czuję. Każda próba rozmowy kończyła się kłótnią. „Masz tyle wolnego czasu, przecież to dla ciebie żadne poświęcenie” – mówiła, jakby moja codzienna praca była czymś oczywistym.
Niespodziewane zaproszenie
Wszystko zmieniło się pewnego deszczowego popołudnia. Otrzymałam telefon od dawnej koleżanki z pracy, Krystyny, której nie widziałam od lat. Zaprosiła mnie na weekendowe spotkanie u niej na działce. Początkowo chciałam odmówić – jak mogłabym zostawić wnuki? Ale kiedy spojrzałam na córkę, pochłoniętą przeglądaniem telefonu, poczułam bunt.
„Jadę” – powiedziałam pewnym głosem. Córka spojrzała na mnie z niedowierzaniem. „A kto zajmie się dziećmi?” – zapytała. Wzruszyłam ramionami. „Ty jesteś ich matką”.
Burza emocji
Wyjazd do Krystyny był jak powiew świeżego powietrza. Spędziłyśmy dwa dni na rozmowach, wspomnieniach i śmiechu. Poczułam, że wciąż jestem kimś więcej niż babcią i pomocą domową. Kiedy wróciłam, córka czekała na mnie wściekła.
„Jak mogłaś nas tak zostawić?! Dzieci płakały, bo nie umiałam ich uspokoić! Obiad zamawiałam na wynos, bo nie było czasu gotować!” – wyrzuciła z siebie. Tym razem nie spuściłam głowy.
„Jestem twoją matką, a nie służącą. Jeśli nie zaczniesz mnie szanować, przestanę ci pomagać” – odpowiedziałam spokojnie, ale stanowczo.
Karta się odwraca
Córka obraziła się na kilka dni, ale wróciła, tym razem z zupełnie innym nastawieniem. „Mamo, przepraszam. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo cię obciążam” – powiedziała. Przez chwilę myślałam, że naprawdę zrozumiała, ale prawda była inna.
Kilka tygodni później dowiedziałam się, że próbowała wynająć opiekunkę, żeby nie musieć liczyć na moją pomoc. Nie przewidziała jednak, że wnuki będą za mną tęsknić, a ona sama nie poradzi sobie z codziennymi obowiązkami. W końcu poprosiła mnie o spotkanie.
„Mamo, potrzebuję cię, ale obiecuję, że nie będę już tego brała za pewnik” – powiedziała. Jej słowa brzmiały szczerze, ale nie chciałam wracać do starych schematów.
Nowy początek
Postawiłam warunki – będę pomagać, ale tylko wtedy, gdy naprawdę tego potrzebuje, i nie kosztem mojego życia. Zaczęłam chodzić na zajęcia jogi, zapisałam się na kurs malarstwa i częściej spotykałam się z Krystyną. Córka nie była zachwycona, ale zaczęła mnie traktować z większym szacunkiem. Zrozumiała, że nie może traktować mnie jak części wyposażenia domu.
Comments are closed.