Wynajęłam pokój 2 sympatycznym i spokojnym studentkom. Byłam w szoku, gdy odkryłam, co te pannice przede mną ukrywają
Od zawsze marzyłam o tym, by wynajmować pokój studentkom, które będą spokojne i poukładane. Kiedy zgłosiły się dwie urocze dziewczyny, myślałam, że trafiłam na idealne lokatorki. Dziewczyny były ciche, uprzejme i zawsze płaciły na czas. Jednak pewnego dnia coś wzbudziło moje podejrzenia…
Postanowiłam dowiedzieć się, co tak naprawdę się dzieje za zamkniętymi drzwiami ich pokoju. Kiedy w końcu zdobyłam się na odwagę, by zajrzeć do środka, nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam…
Nowy początek
Od zawsze myślałam, że wynajmowanie pokoju to świetny sposób na zarobek, zwłaszcza dla kogoś, kto ma nadmiar przestrzeni. Po remoncie swojego domu postanowiłam skorzystać z okazji. Pokój miał być przeznaczony dla studentów – młodych ludzi, którzy potrzebują miejsca do nauki i spokoju. Takie właśnie były dwie dziewczyny, które zgłosiły się na ogłoszenie. Ania i Karolina wydawały się idealne – sympatyczne, miłe, zawsze uśmiechnięte. Zgodziłam się od razu.
Mieszkały u mnie już kilka miesięcy. Prawie ich nie widziałam – ciche, spokojne, zawsze płaciły na czas. Gdybym miała ocenić ich jako lokatorki, dostałyby najwyższą ocenę. Czułam, że miałam szczęście. Aż do pewnego dnia…
Coś nie gra…
Pewnego wieczoru, kiedy wracałam z pracy, coś przykuło moją uwagę. Zwykle drzwi do pokoju studentek były zamknięte, ale tego wieczoru uchyliły się nieco, ukazując niewielki fragment wnętrza. Z wnętrza dochodził dziwny dźwięk, jakby ciche śmiechy, a potem… miauknięcie? Zmarszczyłam brwi. Czyżby miały kota? A może to tylko moje przewidzenia?
Nie chciałam jednak od razu oskarżać ich o złamanie zasad, więc postanowiłam obserwować sytuację. W końcu regulamin wynajmu jasno określał, że trzymanie zwierząt w mieszkaniu było zabronione. Zaczekałam do kolejnego dnia.
Prawda wychodzi na jaw
Następnego dnia, gdy Ania i Karolina wyszły na zajęcia, postanowiłam wejść do ich pokoju pod pretekstem sprawdzenia instalacji elektrycznej. Kiedy otworzyłam drzwi, to, co zobaczyłam, kompletnie mnie zszokowało. Na środku pokoju stała wielka klatka, a w niej… pięć szarych kotów! Prawdziwy mini-zoo. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jak one mogły coś takiego przede mną ukryć?
Zaczęłam przeszukiwać resztę pokoju i znalazłam jeszcze więcej śladów ich tajnej działalności – pudełka z kocią karmą, małe kuwety schowane za szafą, nawet drapaki. Okazało się, że moje „ciche studentki” prowadziły prawdziwy dom dla zwierząt. Nie tylko trzymały te koty, ale też prowadziły na boku biznes jako opiekunki dla zwierząt w moim mieszkaniu!
Kłótnia i intryga
Kiedy dziewczyny wróciły do domu, natychmiast je skonfrontowałam. Zamiast wyjaśnień, zaczęły mnie przekonywać, że koty to tylko „tymczasowi lokatorzy”, a wszystko miało być „chwilowe”. Chwilowe?! Pięć kotów, sterty karmy i wszystkie te akcesoria? Czułam, że kipię ze złości.
Kłótnia narastała, a dziewczyny zaczęły się między sobą oskarżać. Karolina twierdziła, że to Ania wymyśliła cały ten plan, a ona jedynie pomagała. Ania natomiast upierała się, że Karolina od samego początku była zaangażowana. Ktoś musiał być winny, a ja nie zamierzałam dłużej tego tolerować.
Zaskakująca prawda
W całym tym chaosie jedna rzecz przykuła moją uwagę. Na parapecie leżało kilka kopert – jedna z nich była adresowana do mnie. Otworzyłam ją i zobaczyłam list od… schroniska dla zwierząt. Z treści wynikało, że dziewczyny przez ostatnie miesiące pracowały jako wolontariuszki, pomagając porzuconym zwierzętom i szukając im nowych domów. Koty, które trzymały u mnie, miały zostać adoptowane w ciągu najbliższych dni. Cała ich tajna operacja miała szlachetny cel, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że oszukały mnie na każdym kroku.
Co dalej?
Ostatecznie postanowiłam dać im ultimatum – albo znajdą nowy dom dla swoich podopiecznych w ciągu tygodnia, albo będą musiały się wyprowadzić. Moje zaufanie zostało nadszarpnięte, ale z drugiej strony rozumiałam ich pobudki. I teraz się zastanawiam…
Comments are closed.